czwartek, 6 stycznia 2011

Tea Party versus chodzące zwłoki - czyli wpływ trendów na świat idei


"Skąd nagła popularność radykalnego skrzydła? Powodów jest pewnie kilka, ale warto w tym miejscu wspomnieć, ze najbardziej znaczące premiery serialowe w USA minionych dwóch lat to produkcje o prymitywnych mieszkańcach Południa (elektoratu Tea Party), walczących z przeciwnościami losu. Najbardziej spektakularna (...) to The Walking dead."

Forbes01/2011, strona 118, dział: "styl życia OBSERWATORIUM"

O co chodzi? Czytelnik ma do wyboru dwa sposoby odbioru tekstu:
- sposób 1: autor wypił kompot z ironii i postanowił podbarwić nieco ten dział Forbesa na nonsensopedyczno.
- sposób 2: autor nigdy nie był w Media Markt a wszelkie jego/jej próby dostania się tam kończyły się wskazaniem jemu/jej przez ochronę pierwszego, apriorycznego punktu z regulaminu sklepu.

- Hilarious! - pomyślał czytelnik z poczuciem humoru.
- Dangerous! - dodała druga połowa mózgu czytelnika, który choć raz miał przyjemność korzystać z rezultatów centralnego planowania, np. próbując jechać po polskim serze (drodze).

Z autorem (nie został podany) można zgodzić się w trzech punktach. (Wspomniane słowem) Breaking Bad oraz Mad Men są ambitne (w porównaniu np. do Zagubionych), jest zauważalny związek między Tea Party a The Walking Dead, oraz... tak! grupa ludzi o poglądach konserwatywnych jest grupą ludzi o poglądach radykalnych. Jesteśmy w tak głębokim socjalu, że każde podkreślanie "świętości" fundamentów naszej cywilizacji, takich jak prywatna własność czy wolność, jest radykalne. Wiemy już, że Forbes na stronie 118 bredzi, lecz nadal nie wiemy, czy mamy na myśli ten sam związek między partią herbacianą a chodzącymi zwłokami, spokojnie... Przeanalizujmy najpierw kilka megapopularnych serialowych produkcji ostatnich lat:

Dr. House: trudno o charakterystykę. Twórcy serialu wymyślają coraz nowsze sytuację żeby zaskoczyć widza przez co stałą na pierwszym miejscu jest nieprzewidywalność. Poza tym: cynizm, ateizm podkreślany na każdym kroku, nonkonformizm, brak umiejętności zakładania stałych związków, brak stałych związków, inteligencja, koniunkturalizm, zagadki, humor. Nie obyło się bez oczernienia koncernów farmaceutycznych, ale zielonym też się dostało.

Californication: świetny, zabawny serial; w punkcie kulminacyjnym w mieszkaniu głównego bohatera odbywa się rozmowa pomiędzy nim a dziekanem uczelni na której nasz bohater wykłada literaturę, popijając, popalając szlugi i trawę w międzyczasie. Dziekan próbuje wyciągnąć od pisarza tajemnicę jego talentu do podrywania. W trakcie rozmowy z pod stołu wychodzi żona dziekana która w mieszkaniu bohatera znalazła się wcześniej dzieląc się swoimi wrażeniami jakie zmiany w życiu przyniósł jej seks z pisarzem i zdrada rodziny. Na to wszystko do domu wraca córka pisarza wraz z przyjaciółką (córką dziekana) odkrywając w swojej sypialni nagą asystentkę Franka. Pada kilka słów w okolicy ("fucking" i "doing" "my mum" i "who else") Ano, jest jeszcze else. W sypialni samego artysty wybucha pożar wywołany przez jego menadżera i Ricka Springfielda zabawiającego się z kolejną kochanką Franka, jego uczennicą, dorabiającą na boku jako striptizerka.

Czy te (bijące na głowę ilością odcinków i oglądalnością The Walking Dead) seriale także zdecydowały o preferencjach wyborczych "prymitywnych mieszkańcach Południa (elektoratu Tea Party)"? Być może wystąpiły jakieś inne czynniki np.: gigantyczne nacjonalizacje, kradzież przez rozwadnianie pieniądza czy próba socjalizacji lecznictwa? Nie wiadomo, jak sam autor wspomina wpływ seriali to tylko jeden z powodów ;).

Wracając do analogii. W The Walking Dead kilku ocalałych próbuje przeżyć w świecie opanowanym przez zombie. Siłą rzeczy zawiązują grupy. Grupy, jak to grupy, miewają swoich liderów. W grupie którą śledzi kamera jaskrawo na czele staje dwóch byłych policjantów (Forbesowych rednecków?). Zachowując do jakiegoś stopnia "demokrację" biorą pod uwagę głosy wszystkich członków grupy, ale wyraźnie to oni stoją na straży rozsądku (w znaczeniu mądrości) i pewnych zachowań które pozwalają na przeżycie, które spokojnie można nazwać kulturą, czy tradycją. Czy komukolwiek nie przelatuje przez głowę nazwisko Rona Paula, kiedy wspominane jest Tea Party?

BTW, słowo libertarianin pada w Breaking Bad kiedy to jeden z chemików tłumaczy się dlaczego nie ma nic moralnie przeciwko produkcji metamfetaminy.

2 komentarze:

  1. http://www.youtube.com/watch?v=dYg8V-ykt-E&NR=1
    Wspomniana scena z Californication :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cholernie dobry tekst :) I jaki aktualny!

    OdpowiedzUsuń