czwartek, 25 listopada 2010

Parytet prawdziwie demokratyczny

Tyle się ostatnimi czasy mówi o wprowadzaniu parytetów, które zrównałyby proporcje kobiet do mężczyzn w parlamencie, prowadząc do prawdziwej demokratyzacji życia społecznego. Pomysłowi przyklasnęły niemal wszystkie partie, dając wyraz swej postępowości. Podczas gdy łezka wzruszenia kręci mi się w oku, pewna sceptyczna i humanistyczna część mnie jest zasmucona. Parytety nie wzięły bowiem pod uwagę społeczności LGBT i innych mniejszości płciowo-seksualnych, której przedstawiciele mają identyczne prawo do zasiadania w parlamencie, jak przedstawiciele innych grup.

Jednak nawet parytet 11,(1)% (po równo dla kobiet, mężczyzn, lesbijek, gejów, biseksualistów, biseksualistek, kobiet w ciele mężczyzn, mężczyzn w ciele kobiet oraz hermafrodytów) nie oddaje różnorodności naszego społeczeństwa.

Najbardziej uciskaną, odcinaną od głównego nurtu społeczeństwa grupą społeczną są bowiem niereformowalne imbecyle. Wyśmiewani przez znajomych, muszą więcej jeść i ćwiczyć, aby niedostatki umysłowe nadrobić masą, skutecznie odstraszającą prześmiewców. Brak chęci do kumulowania wiedzy ciężko odpracowują, powtarzając kolejne klasy, a po zdanej z trudem (o ile w ogóle) maturze, zamiast zatrudnienia na tak eksponowanych i dobrze płatnych stanowiskach jak nauczyciel czy pielęgniarka, skazani są na ciężką harówkę fizyczną. Niekiedy nie są wręcz zdolni do utrzymania najprostszego, najmniej wymagającego etatu, co skazuje ich na żywot przeciętnego bandyty lub "karierę" w strukturach przestępczych. Za kradzionym, drogim sprzętem elektronicznym i przyciemnianymi szybami luksusowych samochodów skrywają swoją prywatną tragedię i cierpienie, wykluczeni nawet z możliwości kandydowania do Parlamentu, wskutek głęboko niesprawiedliwej ustawy sprzed kilku lat, wprowadzonej tylko po to, żeby nieludzcy sadyści z Sejmu mogli pozbyć się groźnej konkurencji w postaci niejakiego Andrzeja L.

W świetle powyższego postuluję więc: Szanowni Rządzący! Aby oddać sprawiedliwość każdej uciskanej grupie społecznej, musicie odszukać 280 największych cymbałów (O! Pardon! Miałem oczywiście na myśli inteligentnych inaczej!) i zapewnić im 230 miejsc w Sejmie oraz 50 w Senacie. Oczywiście w obrębie tej grupy jesteście zobowiązani stosować wspomniany wyżej parytet 11,(1)% ze względu na orientację seksualną i płeć. Nie dajcie się zwieść przykładowi Szwecji - Ci wstecznicy stchórzyli, wybrali oszołomstwo, choć początkowo szli raźno w awangardzie pozytywnych zmian.

Postęp zwycięży!

Piotr Dopart

7 komentarzy:

  1. Żółte papiery drogą do kariery. W tym szaleństwie jest metoda!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam pominął Pan redaktor grupę osób aseksualnych. Skoro tak to ja teraz stwierdzam, że jestem aseksualny i będe się domagał swoich praw jako aseksualny imbecyl.Będe maszerował, wydawał podręczniki dla dzieci. Domagam się również dofinansowania :D

    OdpowiedzUsuń
  3. No mówiłem, że z kolegi komuszek jak w pysk strzelił, no! Aseksualizm to jakiś rodzaj leninizmu?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej, demokracja jest OK - wolałbyś, absensumbra, żyć pod Fidelem czy innym Ukochanym Przywódcą? Parytety właśnie niszczą demokrację, bo ingerują w wolę ludu - wypaczają ideę wolnych wyborów.

    OdpowiedzUsuń
  5. "Aseksualizm to jakiś rodzaj leninizmu?" :D TAK! Lenizmu.
    Demokracja jest cholernie daleko od OK.

    Na początek wolałbym już republikę gdzie panują rządy prawa, gdzie chroni się takie wartości jak wolność i własność każdego obywatela. To pierwszy krok do wolności.
    Aby doczekać się Fidela albo innego ukochanego przywódcy...należy wprowadzić demokrację - zgadnij kto tak twierdził?
    A jaka jest różnica pomiędzy Fidelem a demokracją? Efekty są bardzo podobne. W końcu lincz jest również wyrazem woli zbiorowej czerni. Jak można bronić ustroju, w którym kilku meneli może odebrać własnośc jednostce tylko dlatego, że jest ich więcej?

    Akceptuje tylko jeden sposób wyrażania woli ludu: WOLNY RYNEK. Odpowiedzialność za wybór konsumenta spoczywa wyłącznie na nim i nie jest przejawem zbiorowości a działaniem jednostki.

    A argument, że parytety niszczą demokrację sprawia, iż rozważam poparcie dla tej zacnej idei :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Z tym Fidelem i demokracją to jakaś demagogia jest. Castro objął władzę w wyniku zbrojnego najazdu i jest to reguła w wypadku czerwonej hołoty. Zwyciężali tam, gdzie państwo było słabe. A było słabe, bo społeczeństwu wisiały cnoty obywatelskie. O ile w ogóle wiedzieli, co to są te cnoty. Demokracja, monarchia czy kolonia, to był jeden pies.

    Wolny rynek - no i fajnie, wolny rynek to nie tylko układ producent - konsument. Wolny rynek to także spekulacje, bańki na rynkach, wojny walutowe, cały ten syf wielkiej finansjery, który potrafi obrócić cały naród w nędzarzy. Jakie zabezpieczenia proponujesz? Oh wait, niewidzialna ręka wyreguluje. Burn baby, burn.

    Alternatywy dla demokracji są trzy: Rosja, Chiny, Somalia. Żadna nie wydaje mi się, jako dziecku cywilizacji łacińskiej, szczególnie pociągająca. Nie mam ochoty ani być politycznie dzierżony za mordę przez tyrana-samowładcę, ani regulować płodności mojej kobiety zgodnie z zaleceniami państwa, ani zostać zastrzelonym za oglądanie meczu w TV (w naszych warunkach: za kibicowanie Wiśle). Przepraszam bardzo, ale los szwajcarskich polityków cholernie mi się podoba i z chęcią wdrożyłbym model szwajcarski u nas.

    Kilku meneli może odebrać własność nawet w republice, problem w tym, co potem. Policja w dzierżymordziu branzluje się swoją policyjnością i palcem w bucie nie chce kiwnąć. Policjantom w anarchii trzeba zapłacić osobiście, żeby raczyli ruszyć tyłki. Mnie bardzo podoba się nasz własny, rodzimy model: zajazd. Kupą, mościpanowie! : D

    A w ogóle to http://www.dziennik.twardoch.pl/2008/04/23/into-the-wild/.

    OdpowiedzUsuń